cały czas czuję, jakbyśmy byli zawieszeni w próżni - jesteśmy tutaj, a za chwilę już tam. mam nadzieję, że to TAM już nie wróci dla dobra barta. dzisiaj była kontrola, ponoć wszystko ok. mononukleoza została wykluczona, rozpoznanie - ostre zapalenie żołądkowo-jelitowe z odwodnieniem. przyczyna - wirus.
szpital, cóż... to nie miejsce dla dzieci, a zresztą dla nikogo. warunki koczownicze z powodu remontu. osobiście zaliczyłam 6 nocy na ogrodowym leżaku i dopiero ostatniej złapał mnie skurcz w łydce. bart jak czuł się źle to marudził i przeważnie spał, czasem nawet 4 godziny. za to jak czuł sięlepiej to flirtowa ze wszystkimi i czarował uśmiechem. pokłuty był bardzo - w 6 miejscach na welfron no i jeszcze pobrania krwi z palca z głowy. masakra. mam tylko nadzieję, że leczenie przyniesie skutek.
byliśmy odwiedzić znajomych na oddziele i doznałam szoku. wczoraj przyjeli chłopczyka. na oko gdzieś 16 miesięcy. "mamusia" go przywiozła, ucałowała i pojechała do domu, rzucając w progu, że będzie o 7.00 rano. ja byłam tam o 10.00 i "mamusi" nie stwaierdzono! całą noc wył biedny! brak słów!
z wiadomości pociesznych - bart umie raczkować, ale nie umie siedzieć. i dzisiaj pierwszy raz udało mu się usiąść z pozycji raczka. i gadać zaczyna. w szpitalu zaczął od "beeee" można się spodziewać czemu. dzisiaj było "papa", "tata" i "mama"!!! słodki nasz maluszek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz